poniedziałek, 20 lipca 2015

To ona! To b...

To ona! To burza tak znienacka uniemożliwiła nam dotarcie do domu, który przecież był tuż za rogiem... no dobra, tuż za dwoma rogami. Rozpadało się i rozegrzmiało dosłownie ze wszystkich stron. Z troski o swoje życia uwięzieni na obcej klatce, czekamy końca.

A przecież w wolnej Polsce każdy miał mieć prawo bezproblemowego powrotu do swojego domu. W dotarciu do własnego mieszkania, kiedy ma się na to ochotę, miała manifestować się wolność jednostek i całych grup, nasza i wasza, moja i twoja. Ile to już lat tej wolności...?

5... 10... 15... odliczamy do końca kakaowej jak armagedon nawałnicy i nie możemy wrócić do domu, i odłączyć od kontaktu sprzętów. Czajnik elektryczny w czasie burzy jest w stanowczych opałach i starożytna lampka pewnej cioci też. 

Uderzył deszcz i jest wolność, a obiecująca młodzież z programu "Rodzina na cudzym" nie może wrócić do własnego domu w kochanej Ojczyźnie.

piątek, 10 lipca 2015

Ty się śmiejesz, a to ostatni kawałek ciasta

Właśnie skończyło się ciasto. Cały ten tort zwycięstwa nad nudą upałów minionej soboty odszedł do przeszłości i traktowany bezlitosnym jadem soków żołądkowych oczekuje rychłej eksmisji do najbliższej rzeki. A jeszcze sześć dni temu, pamiętam, sam schylałem się po borówki, wspinałem na palce po wiśnie. Wkrótce potem poznałem kruszonkę - to takie coś, o istnieniu czego przez dwadzieścia dziewięć lat życia nie było mi dane wiedzieć. Teraz wiem, że kruszonka jest. Kruszonka pokrywa borówki, pokrywa wiśnie.

Kruszonka, owoce, ciasto, Twoje dłonie, mikser, piekarnik znaczy sukces. I zapach Bożego Narodzenia codziennie, gdy wracam do domu.

A teraz zajadam ostatni kawałek i niebo naciąga na siebie wielotonowe czarne chmury. Z nich to popłynie zdradziecki deszcz. On zasili rzekę - ustronne biedaosiedle dla eksmitowanych ciast.