Teraz jeżdżę 166. To już kolejna szpitalna linia w moim życiu. Jeżdżę z ludźmi, którzy pamiętają Stan Wojenny oraz Sobór Trydencki. Wszyscy siedzą od brzegu, żeby na wypadek wybuchu nie wypaść przez okno. Tylko ja siedzę od okna. W razie wybuchu nie przygniotą mnie ludzie, ich torby ani ich wózki. Ale to siedzenie w głębi przy oknie nie budzi zaufania. Przez całą drogę nikt obok mnie nie siada. Wolą stać. Niech stoją. W razie wybuchu na pewno coś wymyślą. Ja zaś wypadnę przez okno. Upadnę na ziemię, wstanę i ruszę przed siebie.
Potwierdzone: aby zdobyć przenikającą wszystko jasność umysłu, zyskać pełną orientację w tym dziwnym świecie, bądź też po prostu odnaleźć zbłąkanego siebie albo i nie, wystarczy przeczytać przynajmniej 1...
środa, 23 marca 2016
poniedziałek, 21 marca 2016
Poetycki zakład higieny
Ludzie zostawiają brudny talerzyk. Brudny siwy talerzyk na białej szafce. A na brudnym szarym talerzyku seledynowe coś. I to seledynowe coś nie jest ani cieczą ani ciałem stałym. Jedno jest pewne. Jeśli włożyć tam palec, dziwna masa, nim rozlezie się na boki, przyklei się do skóry palca i szybko zaschnie. Być może zaaplikuje też na skórę dosyć nieprzyjemny zapach.
Sama seledynowa maź - to może być wszystko. Zdechły sos z cytryny, żółć, wschodnioazjatycki klej, a nawet płyn z silnika wojskowego samolotu. Seledynowa maź może być żywa, a więc posiadać zdolność do rozmnażania się. Wkrótce więc opuści talerzyk i zacznie gnębić mnie od kostek począwszy. Niebawem mogę zatonąć cały, choć przede mną jeszcze całe życie. A można było wynieść gdzieś siwy talerzyk. Do siwozlewu. Ocalić jeszcze jedno istnienie.
poniedziałek, 7 marca 2016
Krótka rzecz o wiewiórkach, rybach i półptaszku
Szalone wiewiórki obracają się wokół pnia. Przyczepione pazurami do kory, głowami do dołu okrążają z dziką prędkością zielony pień. Przez miliułamki milisekund wiszą w powietrzu. Między miliułamkami milisekund przytwierdzają się do pnia. Krążą wściekle i bez opamiętania.
Między nowo nasadzonymi iglakami cichutką dwukółką przejeżdża komendant tutejszej ochrony. Ma czapkę z żelaznym daszkiem, nad którym unosi się pół ptaszka.
Mężczyzna w niebieskiej kurtce niesie porąbane ryby. Niesie porąbane płaty rybne do restauracji w parku króla.
Król niegdyś o mało nie oderwał się od ziemi i nie poleciał do nieba.
Nie stać mnie na rybę w restauracji króla i na współczucie jemu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)