środa, 27 kwietnia 2016

z-nieby-wanie

Dziś jeszcze bardziej bym się wyniósł z miasta. Na wszelki wypadek trzymam się z dala od dworca PKP. Jakieś kilka chwil temu wybiła doba, jak ostatni raz szedłem przez PKP Powiśle. Nieskorzystanie z usługi kolei musiało zaowocować pozostaniem w miejscu i twórczym kryzysem, który z każdą godziną przybiera coraz to bardziej niewyobrażalne rozmiary.

Gdyby dziś dworzec był bliżej, to jest mniej niż pięć minut spacerem stąd, to już bym zniebył. Siedział przodem do kierunku jazdy. Tyłem do centrum. Znikałbym z oczu.

Póki co jestem. Moją głowę spowija niewidzialna chmura w kolorze niewidzialnej czerni o imieniu smog. Ulgę przyniosłoby już opuszczenie drugiej strefy biletowej. Na rzecz respiracji.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Biegnę przez PKP Powiśle

Biegnę przez peron PKP Powiśle. Z tunelu wyłania się zielono biały pociąg. Zaczynam na schodach. Biec. Biegnę. Dogonię go i dam nogę z tego miasta. Miasta syfu, hałasu i chaosu. Poza tym oddechnę czymś lepszym. Powietrzem bez sadzy i parującego węgla. Biegnę więc po peronie. Po pasie dla widomych. Widmowych. On wyznacza mi najkrótszą, najprostszą trasę. Biegnę. Jestem trochę spóźnionym i nieprzygotowanym maratończykiem. Niewykluczone, że tuż przed drzwiami składu padnę na twarz i tak już zostanę. Może napiszą o mnie w lokalnej gazecie. A może zsunę się z peronu i zniknę gdzieś między betonem i rdzą szyn. Rozdziobią mnie gołębie. Nie. Dogonię ten pociąg. Zwieję. Już doganiam. Biegnę. On jedzie. Jedzie nagle coraz szybciej, szybciej i chyba nie staje. 
Nie staje. Prawie dobiegłem. Prawie wsiadłem. Prawie wysiadłem z dala od tego miasta, bo prawie jechałem tym pociągiem. 
Miałem nogę na stopniu, gdy ktoś nagle krzyknął - Panie, ten pociąg to jest służbowy, służbowy, służbowy! 

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

PKP WKD Aleje Jerozolimskie

Przystanek na żądanie. Chyba nikt w tym mieście nie lubi przystanków na żądanie. Bo o ile szybszą i przyjemniejszą stałaby się każdorazowa podróż, gdyby autobusy nie zatrzymywały się na tych małych odludziach, wypuszczając po jednym maluczkim człowieczku, który i tak każdorazowo nie może pojąć swoim rozumem, że autobus wyhamował tutaj właśnie dla niego, a właściwie to on sam, ten mały człowieczek sam jednym ruchem ręki, zainicjował zatrzymanie autobusu ku niezadowoleniu pozostałych pasażerów. Nikt w tym mieście nie lubi przystanków na żądanie chyba, że sam wysiada na takich dzień w dzień. Ja nie wysiadam. 

Ja się rozpędzam. Jestem człowiekiem dużych prędkości, a mój umysł wprawiający niestrudzone ciało w ruch wydaje się być przeżyzną glebą, która wydała ziarno TGV.

Trzeba nabierać prędkości. Trzeba pędzić. Nie ma sensu stawać po nic. Sens jest w pędzie. Sensu nabiera szalony autobus 187 między Śmigłowca a Popularną. Wówczas to wjeżdża na wiadukt rozpięty nad kolejami dwóch maści i śmiga jak niewyżyty. Pędzi na zabicie. Na zabicie, bo na wiadukcie jest horyzont. Tam jest koniec świata. A my jedziemy w niebo. Do nieba jedzie się 187. Jedzie się do nieba, kiedy ktoś wciska przycisk. STOP.

Stajemy na PKP WKD Aleje Jerozolimskie. Z autobusu wytacza się podstarzały człowieczek z dwukołowym wózkiem. Sunie po ziemi. Tak pryska horyzont. Przystanek końcowy wszelkim włajażom podniebnym.

Słychać jeszcze stukot wózka o kostkę brukową, widać zmęczone brązem szyny, w oddali między wiaduktem a blaszanymi marketami majaczy przystanek Popularna. Cały zaś świat zdaje się przeklinać ten szaleńczy twór, jakim jest PKP WKD Aleje Jerozolimskie.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Tutaj śpi niejeden pociąg

To był cudowny koniec weekendu! Odolany są martwe w niedzielny wieczór. Tylko jedna taka spalinówka na lokomotywowni wykonuje takie wahadłowe ruchy to w przód to w tył. Tak pewnie całą niedzielę. Całą niedzielę słychać turkot silnika. Niewprawne ucho myśli, że to ciągnik. A to właśnie jedno z największych osiągnięć myśli technicznej. Przeszłość i przyszłość jest taka lokomotywa.

Dalej za żwirownią śpią stare wagony towarowe. Trwa wietrzenie wnętrz, więc widać puszki po pasztecie. 

I karton po soku. To jest ziemia zroszona alkoholem, choć nie widać, żeby ktoś tu wsiadał czy wysiadał. Napoje i ludzie wyparowali.

A dziś nie ma śpiących pociągów, nie ma lokomotywowni i nie ma turkotu silnika. 

Hałas jest. Szum sypanego żwiru, trzask przyczep i wirujące betoniarki. 

Jest kurz, pył i poniedziałek.