środa, 3 grudnia 2014

Elektryczny autobus i ja

Taki na prąd. A przy tym taki jasny, przestronny i cichy. Mocne światło jarzeniówek przypomina błękit świetlicy. Na samym środku bawimy się drewnianymi klockami. Ja i pasażerowie. Tylko niektóre odludki stoją odwrócone tyłem. Mamroczą coś pod nosem, a jedna pani mówi przez telefon, że jej pies utknął w rurze. Inny chłopiec słucha muzyki ze słuchawek na cały autobus. Ale on z takich, co nie chodzą na szkolne dyskoteki... słucha rocka (tfu!). Jest dziwny. Mieszka na odludziu i nikt go nie lubi. Wysiada zaledwie dwa przystanki przed poetą, a to daleko. Wieża z drewnianych klocków rośnie na środku autobusu i mieni się w delikatnym błękicie lamp autobusowych. Im bardziej ubywa pasażerów, tym wieża ma więcej miejsca dla siebie. Dlatego rozrasta się także na boki. Dostaje też mur oraz pomnik obrońców muru przed murem. Wszyscy już prawie wysiedli, a wieża rozsiadła się na wszystkich siedzeniach. Rano ten wspaniały elektryczny autobus nie zmieści już chyba nikogo. I dobrze. Jest zbyt piękny, żeby woził ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz