czwartek, 5 maja 2016

Poczta Polska

Co za genialny twór. Tu się siedzi. Na własne życzenie. Trochę brzydko pachnie na wejściu. Bezdomni śpią pod paczkomatem. Śpią do rana. Ale zaraz potem panie zaszyte w białych kołnierzach ociekają perfumą, uprzejmością i zwyczajnym ludzkim ciepłem. Siedzę. Na własne życzenie. Na czerwonych fotelach opiera się zmęczone od świtania słońce. Na czerwono odmierza się tu czas. Czerwony czas na czarnym tle. Powtórka z liczebników. 137, 138, 139, 140, 141, 142, 143, 144, 145, 146, 147, 148, 149, 150, 151, 152, ja!

Przed upływem czasu uporczywe siedzenie w słońcu. Czerwona pufa. Przychodzą dwie kule. Kule wiodą panią. Pani odstawia kulę. Pani wyciąga portfel. Pani idzie się wpychać. Wpycha się - nie zna liczebników. Wpycha się po Gazetę Polską. Wyciąga drobne i upada. Kula. Nagle upada kula. Upada. Upadła. A mnie się zdawa, że to urząd upadł cały. I nikt się poń nie schyli. Schylić się nie raczy.

Już się nie podniesie.

2 komentarze: