piątek, 15 lipca 2016

Staszic: Warszawa - Bydgoszcz

Dziś pojadę pociągiem. Pojadę pociągiem przez świat. Nie, nie w świat. W świat nie znaczy do Bydgoszczy. Ale tak. Jeśli nie staną się rzeczy straszne, dziś moje oczy ujrzą Bydgoszcz. A wszystko dzięki pociągowi Staszic. Pociągowi, który w sieci uchodzi za pechowy. Być może gubi na trasie wagony. Być może łapie dwustuczterdziestominutowe opóźnienia na dziesięć minut przed wjazdem na stację Bydgoszcz. Być może pod koła pociągu Staszic nagminnie lecą drzewa, dziki i łosie. Być może pijani piątkiem pasażerowie częściej chwytają za hamulce bezpieczeństwa. A być może ten pociąg istnieje tylko w rozkładzie, zaś na szynach nikt go jeszcze nie widział.

Usiądę w siedemnastym wagonie, który znajduje się na samym końcu składu. Oczywiście zdarza się czasem, że w ostatni wagon uderza inny pociąg, ale znacznie częściej mamy na kolei do czynienia ze zderzeniami czołowymi. Myślę, że jestem bezpieczny. Chyba mam miejsce przy oknie. Poza tym przedział mieści osiem osób. A więc może być wszystko - narkotyki, dzieci, stare psiapsióły z Kutna pracujące na co dzień w jednym z warszawskich korpo, entuzjaści polityki oraz fani futbolu.

Ale wcale nie musi być tak źle. W końcu w czymś tak niepewnym i wątpliwym w swojej naturze, jak pociąg Staszic, mógłbym natknąć się na całkiem interesujący skład przedziału. Być może na siedzeniach zasiądą wówczas poeta, filozof, ksiądz, profesor literatury, kompozytor oraz malarz. Z innej znowu strony do pociągu, który praktycznie nie istnieje, prawdopodobnie nikt nie wsiądzie i zostanę w przedziale całkiem sam. 

Na koniec wysiądę w Bydgoszczy, a Bydgoszcz weźmie i się tym wszystkim zdziwi.

2 komentarze:

  1. I jak w końcu było?

    OdpowiedzUsuń
  2. Było 30 minut spóźnienia, a oczekujący komitet powitalny nie był na tyle wytrwały, by czekać mnie do późnej nocy, tak więc czułem się niezwykle samotny w wielkiej Bydzi.

    OdpowiedzUsuń