piątek, 1 lipca 2016

Przegrałem noc

Przegrałem noc. Przegrałem noc po przegranym meczu. Zaczęło się tuż po północy na Saskiej Kępie, kiedy dotarło do mnie, że dogodnych przesiadek nie będzie. Tak zacząłem przegrywać noc. Kiedy fala smutnych ciał wygalaretowywała się z napęczniałego i spóźnionego autobusu, można było się spodziewać najgorszego. Czterdzieści pięć minut później przegrywałem już noc na Placu Konstytucji, który od teraz nazywam Placem Przegranych Nocy. W kolejnych rundach tego dziwnego meczu, kiedy podjeżdżały kolejne autobusy, a moje zmęczone ciało zostawało z nich za każdym razem wypychane, jeśli nie wręcz wyrzygiwane jeszcze przed spożyciem, doznawałem kolejnych porażek i bolesnych nokautów. Czuję, jakby ten stan utrzymywał się aż do teraz. Oto stoję na Placu Przegranych Nocy, co jakiś czas podjeżdża kolejny autobus, a ja zostaję po raz kolejny wypchnięty, nim jeszcze moja noga przestąpi próg maszyny. Tak przegrałem los, noc i możliwość transportu. Tak zostałem komunikacyjnym Syzyfem. To się nie skończy. Przegrałem tę noc. Przegrałem tę noc z Portugalią. Przegrałem tę noc z Polską. Przegrałem tę noc z zetteemem. Przegrałem tę noc z mieszkańcami Mokotowa i Ursynowa. Przegrałem tę noc z płyty na płytę. Z prawego brzegu na lewy. Z lewego na prawy. Przegrałem tę noc z płytą Placu Konstytucji.  Przegrałem ze wszystkim z czym dało się przegrać. Przegrałem. Przegrałem, przegrałem, prze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz