poniedziałek, 27 czerwca 2016

Krótka rzecz o mocy siedzenia na torach

Dotarłem tam o świcie. Piąta pięćdziesiąt wysiadłem z taksy. Za te pieniądze mógłbym spokojnie dojechać do Wilna, ale małe dwudziestominutowe przyjemności też muszą mieć swoją cenę. Taksówkarz opowiadał o imprezach na brzegu Wisły i o intensywnej pracy w związku z odtransportowaniem zmęczonych piciem Warszawiaków do ich własnych domów zbudowanych na fundamentach z franków szwajcarskich albo i nie. Pół drogi usiłował mnie namówić do obejrzenia meczu Polska-Szwajcaria. Był człowiekiem dobrym, miłym, łagodnym, więc prawie się ugiąłem i obejrzałem. Nie obejrzałem. Przecież był upał, więc mówił też o swoistym antidotum na uporczywe upały. Basen. Ale nie taki byle basen. Rzecz jest o ozonowanej wodzie. Następcy chloru i innych reliktów przeszłości. I znowu taksówkarz jest miły, dobry i łagodny i z pewnością przekonałbym się do basenu, gdybym tylko chodził na basen. Taksa staje. Wysiadam. Przede mną tory. Te same tory, które czterdzieści lat temu piłowali bohaterowie swoich czasów. Którzy usiedli na torach, zatrzymując pociąg. Jakże bezsilny jest pociąg, który nie może ruszyć, bo oni usiedli. Patrzę na te tory i wiem, że dziś siedzeniem na torach niczego nie wskóram. Niczego. Ot, tyrania wolności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz