sobota, 4 czerwca 2016

PKP Warszawa Ursus

Przepraszam. Czy wie pan, o której będzie pociąg do centrum? O dziewiętnastej piętnaście. Tak mi się wydaje. Ale mogę się mylić.

Myliłem się. Równo dziewiętnasta piętnaście facet zaczyna się na mnie patrzyć. Siedzę w drugim końcu peronu, a on i tak wbija we mnie wzrok. Domaga się pociągu, a ja na brak pociągu nic poradzić przecież nie mogę.

Dziewiętnasta siedemnaście. Pociąg nie przyjeżdża. Nie ma go nawet na kolejowym horyzoncie. Dla mnie to lepiej. Zachód słońca na obrzeżach miasta zawsze wyglądał lepiej niż w zatęchłym centrum.

Dziewiętnasta dziewiętnaście. Pan zawiesił na mnie wzrok. Trwale. Mam stuprocentową pewność, że patrzy na mnie. Gdyby wyczekiwał wzrokiem pociągu, obróciłby głowę o sto osiemdziesiąt stopni.

Dziewiętnasta dwadzieścia trzy. Tu jest naprawdę bardzo przyjemnie. Słońce zachodzi, cisza, wiatr muska mi twarz. Mógłbym tu zostać i napawać się ciszą i spokojem. Ale ten wzrok!

Dziewiętnasta dwadzieścia pięć. No dobra. Chyba przeczytałem nie ten rozkład. Pociąg dziewiętnasta piętnaście będzie kursował dopiero od trzynastego. Dziś przyjedzie za minutę. Dziewiętnasta dwadzieścia sześć. Czy iść, przeprosić i dopoinformować pana?

Dziewiętnasta dwadzieścia sześć. A niech sam ruszy tyłek i poczyta rozkład. Informacją na kolei zajmują się inni. Nie mogę im tak podbierać pracy. Nie mam moralnego prawa. O! Jedzie pociąg.

Dziewiętnasta dwadzieścia sześć (znowu!). Wstaję. Wstaje pan. Idę do początku składu. Pan z każdą sekundą też coraz bardziej idzie do początku składu. Będzie dym. Albo syczenie. Sykanie. Sssss...

Dziewiętnasta dwadzieścia siedem. Siedzę najlepiej. Tuż obok grubego konduktora. Jedziemy. Pan nie przychodzi. Dymu nie będzie. Jestem bezpieczny. Ale mogę się mylić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz